Dzisiaj wielu może marzyć o kryzysie na miarę lapsusu językowego typu «San Escobar»
„Dzisiaj wielu może marzyć o kryzysie na miarę lapsusu językowego typu «San Escobar», który był śmieszny i niewinny. Obecna sytuacja jest kłopotliwa”
Jarosław Kuisz: Na nasz kraj spadł deszcz nieprzyjaznych wypowiedzi. Od kilkunastu dni dyplomacja usiłuje ugasić pożar, który przecież sami wywołaliśmy i którego końca nie widać. Jak pan ocenia ten kryzys polsko-izraelski, który wybuchł już po opuszczeniu przez pana resortu?
Witold Waszczykowski: Kryzys mamy wyłącznie w warstwie retorycznej, żadne relacje polityczne i gospodarcze dotąd nie ucierpiały. Z Izraelem łączy nas wiele wspólnych interesów, chociażby w wojnie przeciwko terroryzmowi. W sferze retorycznej nastąpił wzmożony dialog, gdzie często padają słowa, które wydają się niepotrzebne.
Łukasz Pawłowski: Ma pan na myśli słowa premiera Morawieckiego z konferencji w Monachium, gdzie mówił między innymi o żydowskich i polskich „sprawcach” Holokaustu?
Nie, mam na myśli wiele słów wypowiadanych przez polityków izraelskich i diasporę żydowską. Ale jedno słowo nie może świadczyć o stosunkach międzynarodowych pomiędzy dwoma państwami. Czy kiedy Barack Obama palnął bezmyślnie o polskich obozach śmierci, to powinniśmy wywoływać wojnę ze Stanami Zjednoczonymi? To są sprawy, które można wyjaśnić drogą dyplomatyczną, a nie wszczynać publiczną debatę pomiędzy głęboko zaprzyjaźnionymi ze sobą państwami.
JK: Podczas pańskiego urzędowania wypowiadano wiele niepochlebnych opinii o działaniach MSZ-u. Ten kryzys jednak nasze relacje międzynarodowe z sojusznikami nadwyrężył w skali wcześniej nie znanej. Jak pan doskonale wie, od słów do utraty wizerunku na długie lata droga nie jest daleka.
JK: Jak rozumiem, pan zgadza się z tym, że słowa w Monachium były bardzo źle dobrane…
Nie chcę recenzować premiera. Znajdą jednak panowie w naszym środowisku ludzi, którzy nawet pod nazwiskiem będą przeprowadzać takie egzegezy.
Problem polega na tym, że w polityce historycznej mamy kilkadziesiąt lat zaniedbań. W rezultacie brakuje nam terminów na określenie wielu problemów z naszej historii. Istnieje termin na to, co robili Niemcy – okupanci, sprawcy Holokaustu. Mamy jakiś termin w stosunku do pewnej grupy Polaków, którzy zachowywali się niegodnie i to są „szmalcownicy”. Ale jest wiele innych zachowań i relacji, również w naszej części Europy, na które nie mamy określeń. Jak opisać rosyjskie działania w czasie wojny? Jak jednoznacznie nazwać zachowanie Węgrów, Litwinów, Łotyszy, państwa Vichy? Ogólny termin „kolaboracja” jest zbyt pojemny. I to są zaniedbania, za które teraz płacimy.
ŁP: Panie ministrze, jak to jest, że nikt nas nie rozumie? Jak to jest, że nikt nie wie, co chce przekazać polski rząd?
Nie jest to do końca prawda, bo nawet w Izraelu odzywają się głosy wyjaśniające motywy działania polskiego rządu. Różne media tłumaczą reakcję na tę ustawę izraelską polityką wewnętrzną oraz tym, że zarówno Izrael, jak i diaspora żydowska na całym świecie przyzwyczaiły się do tego, żeby po II wojnie światowej pełnić rolę kustosza całej koncepcji Holokaustu i jednej narracji na temat tego strasznego wydarzenia. Nie chcą od tego odejść, skorygować pewnych kwestii. Proszę zauważyć, że mamy niewiele informacji, poza wąskim kręgiem specjalistów, na temat tego, jak funkcjonowały getta. Mamy zaś nasze prace, filmy typu „Ida”, które pokazują rozmaite dylematy. W Izraelu nie ma tej debaty, wśród diaspory żydowskiej również. To jest obraz czarno-biały, a wiemy, że II wojna światowa takim obrazem nie była.
Niepotrzebnie strona izraelska zaatakowała w sposób bardzo otwarty, nie poczekawszy na wyjaśnienia drogą dyplomatyczną. W dyplomacji pomiędzy zaprzyjaźnionymi państwami, jeśli się nie rozumie czegoś, co zostało powiedziane publicznie, prosi się o wyjaśnienie.
JK: Czy my rzeczywiście spieramy się o dwie różne wizje historii, czy też o sposób, w jaki w 2018 r. strona polska procedowała w sprawie nowelizacji ustawy o IPN-ie i o słowa, jakimi następnie próbowała bronić swojej decyzji? Przypominam, że pierwotnie chodziło o wyeliminowanie z debaty pojęcia „polskie obozy śmierci”. Taki cel nie budził żadnych kontrowersji.
Teraz spór jest bardzo szeroki. Wszyscy wypowiadają się na wszystkie tematy i na tym polega galimatias. Niepotrzebnie strona izraelska zaatakowała w sposób bardzo otwarty, nie poczekawszy na wyjaśnienia drogą dyplomatyczną. W dyplomacji pomiędzy zaprzyjaźnionymi państwami, jeśli się nie rozumie czegoś, co zostało powiedziane publicznie, prosi się o wyjaśnienie. Tak żeby spełniona została zasada zachowania twarzy przez obie strony.
Rozmowa pochodzi ze strony Kultura Liberalna.
No Comments